:D
Komentarze: 3
|
|
Pewna osoba chciała żebym to zamiesciła na swoim blogu, wieć to robieJ Jej śmierć... "Ten artykuł dedykuje wspanialej dziewczynie, która odeszła z tego świata przeze mnie..." Parę lat temu przyjaźniłem się z pewna wspaniała dziewczyna. Była dla mnie kimś wyjątkowym... Była osoba, na która nie patrzyłem tylko w perspektywie seksu. Z Nią potrafiłem normalnie porozmawiać, zwierzyć się - ufałem tylko jej, tylko Ona była mi bliska... Kto wie, czy kiedyś dzięki Niej nie poznałbym smaku prawdziwej miłości? Ale nigdy się tego nie dowiem... - Jej nie ma, nigdy nie będzie... Odeszła - odeszła przeze mnie... Pewnego dnia, chciałem się z Nią spotkać. Chciałem ujrzeć Jej twarz, moc słyszeć jej śmiech, kontemplować się jej widokiem. Podniosłem słuchawkę i wykręciłem numer. Usłyszałem jej cudny glos. Zaproponowałem przyjacielskie spotkanie - zwykła rozmowa, wspólna wymiana zdań i wspólny śmiech... Zgodziła się - zawsze chętnie spędzała ze mną czas - przyjaźniliśmy się od dziecka... Wyszedłem z domu, szedłem lekko, cały świat był piękny, wiedziałem, ze zaraz ujrzę osoba, która jest mi tak bliska... "Jeszcze parenascie metrów i dojdę do parku, w którym się umówiliśmy" - myślałem z radością. Wyszedłem zza zakrętu i zobaczyłem Ja... Moja twarz się rozpromieniła - przyśpieszyłem kroku. Ona szła chodnikiem - nie zauważyła, ze naprzeciwko, po drugiej stronie ulicy, maszeruje ja... Stanęła przed jezdnia, a gdy zapaliło się zielone światło, weszła pewnie na ulice... I w tej chwili wszystko się zmieniło - wszystko strąciło sens... Ten "bezsens" przyniósł ze sobą nadjeżdżający samochód, który prowadził zalany kierowca... Wjechał na pasy i uderzył w Nią... Biegłem, jak mogłem najszybciej. Nie zdążyłem... Widziałem tylko, jak jej twarz przebiega cierpienie, jak z jej ust wydobywa się ostatni krzyk, a jej gasnące oczy spoglądają na mnie z wielkim bólem... W tej jednej sekundzie wszystko stało się inne... Umarła Ona - wszystkie jej marzenia, plany... Odeszła zabierając ze sobą cześć mnie - zostawiając mnie na pastwę tego świata... Już nigdy nie będę mógł z nią porozmawiać, nigdy nie będę mógł podzielać jej śmiechu, radości... Nigdy nie będę mógł patrzeć w jej pełne radości oczy - teraz pamiętam tylko, jak widniała w nich śmierć... Tak, wtedy moje życie diametralnie się zmieniło... Już nie było Jej - najbliższej mi osoby... Ciągle o Niej myślę... Mam wyrzuty sumienia - przecież gdyby nie ja, mogłaby być teraz w domu, z rodzina... Gdyby nie mój telefon, gdybym zadzwonił godzinę wcześniej, godzinę później lub gdyby musiałaby zawiązać sznurowadło... Ale jednak nie - jednak ona nie żyje - nie żyje przeze mnie... Po tym wypadku nic nie miało sensu - chciałem umrzeć i być blisko Niej... Każdego dnia chodziłem zalany, ćpałem i prawie nie wracałem do rzeczywistego świata... Ciągle miąłem potężnego dola, a głośnym metalem chciałem zagłuszyć wyrzuty sumienia, moja rozpacz, cierpienie, poczucie samotności i chęć ujrzenie Jej jeszcze raz... W tym czasie przezywalem powazne schizy, myslalem o samobojstwie... Kiedys chcialem wziasc tyle prochow, ile tylko bedzie mozliwe i zejsc z tego swiata... Nie udalo mi sie znalazlem sie w szpitalu i odtruwali mnie... Ale wyszedlem i nie poszedlem na odwyk. Pilem, palilem, cpalem... Schodzilem na same dno. I gdy kiedys szedlem przez park, kolo miejsca, w ktorym zginela bliska mi osoba - zginela przeze mnie - spotkalem Jej siostre. Spojrzala na mnie i pierdolnela mnie w twarz! Powiedziala: "Rafal, Ona chcialaby, abys zyl, bys byl szczesliwy i nie zszedl na samo dno! Zrozum to... - zyj normalnie... - jesli nie dla siebie, to dla Niej...". Poszla, a ja stalem sparalizowany... Zaczalem plakac. Jej slowa trafily mnie, jak piorun. Wtedy wszystko sie zmienilo, naprawde... Wszystko, co robilem, robilem dla niej. Zawsze o Niej pamietam, zawsze mam nadzieje, ze kiedys spotkam rownie cudowna osobe, jak Ona... Ale to chyba niemozliwe... Ona byla Aniolem, uosobieniem dobra - byla idealna pod kazdym wzgledem... Zycie jest wielka niewiadoma, a smierc zaskakuje nas z nienacka - w momencie, w ktorym najmniej sie jej spodziewamy... Ona zmienila cale moje zycie i watpie, czy kiedykolwiek bede potrafil zblizyc sie do kogokolwiek. Nie angazuje sie w zwiazki, poniewaz boje sie, ze znowu bliska mi osoba po prostu odejdzie. Dlatego teraz wszystkie moje znajomosc sa powierzchowne, nikt mnie nie pozna tak naprawde... Nie pozwole sie zranic. Stalem sie zimnym draniem, ktory wszystko olewa - to tylko czesc prawdy... Czy ktos bedzie potrafil poznac moje prawdziwe oblicze? Watpie - nigdy do tego nie dopuszcze... Teraz chce cieszyc sie zyciem, czerpac z niego, jak najwiecej radosci i staram sie nie dopuszczac do siebie osob - przyjmuje pozycje obrona wzgledem swiata i ludzi. Jestem, ale nikt nie bedzie mogl mnie poznac... Ona, ta wspaniala osoba, ktora dla Was pozostanie bezimienne boginia, byla kims, kto zmienil moje zycie, a jej smierc pozostawila wielki slad w mojej psychice. Wydaje mi sie, ze nigdy nie bede potrafil kochac, ze wszystkie moje stosunki interpersonalne z kobietami beda opieraly sie wylacznie na seksie. A jak twierdzi JJ, sex bez milosci to zwykle piepszenie sie... Moze ma racje. Ale dzieki temu, nigdy nie bede mial juz okazji poczucia bolu, zalu, samotnosci... Te uczucia towarzyszyly mi po Jej smierci... Poniewaz pisze tego arta, chcialbym zaapelowac do Was - pamietajcie, ze w kazdej chwili - w jednej sekundzie - mozecie umrzec! Cieszcie sie wiec z zycia i zyjcie chwila... Ja tak robie... Czy jestem szczesliwy? Hm... Chyba tak, ale po prostu nie znam innego stylu zycia... Ufff... Ale mam podly nastroj. Wspomnienia dotyczace tego tematu nie naleza do przyjemnych. Jednak wiem, ze moge sie z Wami podzielic wszystkim i dlatego to pisze... Pewnie i tak mnie nie zrozumiecie, pewnie nigdy nie straciliscie bliskiej Wam osoby... Dlatego nie oczekuje zrozumienia... Czytajac ten tekst, pewnie uwazacie, ze Ja kochalem. Ja nie potrafie sobie odpowiedziec na to pytanie, poniewaz nigdy nie wierzylem w milosc. Ale czy fakt, iz Ona byla dla mnie najwazniejsza, ze kazde wypowiedziane przez Nia zdanie, kazde spojrzenie, usmiech byly dla mnie swiete, sugeruje, iz bylem zakochany? Moze... Wiem tylko, ze wtedy bylem najszczesliwszy na swiecie i teraz zaluje, ze nie mialem okazji powiedzenia Jej, jak byl mi bliska, jak bardzo mi na Niej zalezalo. Dlatego nie bojcie sie mowic tego bliskim Wam osobom - nigdy nie wiadomo, kiedy smierc odbierze Wam te szanse... Ja nigdy nie wypowiem juz tych slow - nie mam zamiaru ufac, kochac - z tymi slowami kojarzy mi sie bol i wielkie cierpienie... Na zakonczenie chcialbym przytoczyc Wam slowa zawarte w wierszu pewnej poetki: "Spieszcie sie kochac ludzi - tak szybko odchodza"... Ja nie bede kochal... - nigdy... |
Dodaj komentarz